wtorek, 27 września 2016

(72) Królowa cieni, Sarah J. Maas

"Celaena Sardothien do tej pory traciła wszystkich, których kochała. Zamordowano jej rodziców, jej ukochany, Sam, także zginął w męczarniach. Jej przyjaciółka, Nehemia, poświęciła życie, by Celaena mogła odkryć swoje dziedzictwo i pójść za przeznaczeniem… Ale dość tego. Teraz, gdy okiełznała już swoją moc, nadszedł czas na zemstę. Dziewczyna znana do tej pory jako Zabójczyni Adarlanu zniknęła – narodziła się Aelin Ogniste Serce, królowa podbitego przez Adarlan Terrassenu.
Nadszedł czas walki o wszystko, co ważne. Aelin wraca do Adarlanu, by zemścić się na tych, którzy skrzywdzili jej bliskich, odzyskać tron i stanąć twarzą w twarz z cieniami przeszłości. A przede wszystkim po to, by chronić tych, którzy jej pozostali.
Przed nią zadanie prawie niemożliwe do wykonania. Jej przeciwnicy mają po swojej stronie mroczne siły, a Aelin w Adarlanie pozbawiona jest swojej magii, która pozwala jej władać ogniem. Może jednak liczyć na swoich towarzyszy – kuzyna Aediona, Chaola, Lysandrę i przede wszystkim na Rowana. Rowana – walecznego księcia-wojownika Fae, jej carranama, bratnią duszę – do którego zaczyna żywić coraz bardziej płomienne uczucia."




tytuł oryginału: Queen of Shadows
wydawnictwoUroboros
rok wydania: 2016
liczba stron: 848
Fantastyka
Udało mi się skończyć 4 część serii "Szklany Tron". Zdecydowanie jest to najbardziej emocjonująca i najsmutniejsza część z całego cyklu. Sama nawet do końca nie wiem co powiedzieć, bo nie doszłam jeszcze do siebie po jej skończeniu. Jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że kocham Celaenę Sardothien. A raczej Aelin Galanthynius. 
Z rozdziału na rozdział historia stawała się coraz bardziej ciekawa. Przez natłok obowiązków i nauki nie miałam niestety wiele czasu, by usiąść i poczytać, więc chcąc nie chcąc czytałam tą książkę przez tydzień, choć gdybym miała czas na czytanie-  skończyłabym ją w 3 dni. 

-Nie możesz nas po prostu wyrzucić! Co my teraz poczniemy? Gdzie się udamy?
-Słyszałam, że w piekle jest szczególnie ładnie o tej porze roku.
W tej części autorka pojechała po bandzie i tak mocno zabawiła się moimi uczuciami, że dziwię się, że nie zwariowałam. Niestety stawiam minusa za to, że książka nie została wydana w twardej oprawie, ponieważ grzbiet bardzo się wyginał, co chwilami utrudniało czytanie. 
Zachwyciły mnie niezwykle szczegółowe opisy Adarlanu oraz innych miejsc, w których toczyła się akcja. Potrafiłam sobie je bez przeszkód wyobrazić. 
Tym razem Sarah Maas postanowiła pisać co rozdział o kimś innym. W jednym rozdziale dowiadywałam się o losach Aelin/ Celaeny, w drugim o losach (a raczej myślach) Doriana, a jeszcze w kolejnym o sytuacji Manon Czarnodziobej, która stanęła przed nie lada wyzwaniem. Swoją drogą, podziwiam ją za to, że pomimo pochodzenia i rasy (jeżeli mogę to tak nazwać) odnalazła w sobie cząstkę ludzkich uczuć. 

-Dlaczego płaczesz?-spytał (…)
-Płaczę-Aelin pociągnęła nosem- bo śmierdzisz tak bardzo, że oczy mi łzawią.
Nie wiem czy kiedyś o tym wspominałam, ale zauroczyła mnie także aura, która otaczała od początku samą historię. Mieścina, w której większość mieszkańców to chłopi, dosyć ubogie rodziny, które stety lub niestety są uzależnione od decyzji króla. Dopiero w ostatniej części ludzie zaczynają troszeczkę zauważać nierozsądność władcy i zaczynają się buntować. A raczej nie tyle zauważać, co po prostu wychodzą z kryjówek, by pokazać swoją siłę. 
W ciągu dalszym nie trawię króla Adarlanu ( w sumie nic dziwnego. Jego nie da się lubić. ) oraz Aediona. No i przekonałam się bardziej do Doriana. A czemu nie lubię Aediona, spytacie? Właściwie to nie wiem. Chyba tak po prostu. Niezwykle irytował mnie jego sposób bycia oraz coraz częstsze pretensje do Cealeny. Jeśli chodzi o Doriana, to moim zdaniem był on najbardziej pokrzywdzoną osobą w tej części, ponieważ nie dość, że został uwięziony w swoim własnym ciele to jeszcze musiał patrzeć na cierpienie swoich przyjaciół. 
Przez ostatnie rozdziały akcja nabrała bardzo szybkiego tempa. Oczywiście działa to tylko i wyłącznie na plus, bo nie mogłam się oderwać od książki. Moje serce waliło jak oszalałe z natłoku emocji i przyznaję, że kiedy uświadomiłam sobie, że to na razie ostatnia książka z cyklu "Szklany tron" jaką przeczytam, zrobiło mi się niezwykle smutno. Nie chciałabym zaspoilerować już czymś więcej, więc może w tym momencie zakończę swój wywód.
PODSUMOWANIE:
Jest to najbardziej emocjonująca książka, z całego cyklu. Mogę Cię zapewnić, że będziesz ją czytać z bardzo mocno bijącym sercem i otwartymi szeroko oczami. Nie będziesz w stanie się od niej oderwać- tak jak ja. 
"Królowa cieni" otrzymuje ode mnie ocenę 6/6. Jednocześnie otrzymuje ode mnie tytuł książki 2016 roku. (Oczywiście nie jest to jedyna książka, która tak bardzo mi się spodobała, ale o tym kiedy indziej).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz