piątek, 24 lutego 2017

(115) Lalka, Bolesław Prus (XV- XXI)

Dzisiaj mam dla Was kolejną porcję wylewania pomyj na cudowną lekturę, jaką jest "Lalka". Ehh, ci pozytywiści to nie mieli w sumie łatwego życia. Zwłaszcza ci wcześniejsi. No i Wokulski, of course.


Dobra. Przyznaję, że ostatnim razem troszkę przesadziłam, ale hej! Doskonale powinniście wiedzieć, że lektury dla nikogo nie są czymś przyjemnym. A moimi ulubionymi lekturami były "Ania z zielonego wzgórza" i "Ten obcy" (ten wątek miłosny... <3 <3 ).

W tym "odcinku" Wokulski przeżywa mnóstwo wątpliwości jeśli chodzi o miłość do Izabeli, a ta zamiast mu to ułatwić, wyciąga do niego rękę. Dosłownie. Teraz nie mam wątpliwości co do niej i dla mnie jest ona skończoną idiotką, kretynką i wielką, wielką suczą.

A Wokulski.. Ja rozumiem, że zakochany człowiek, że miłość i piękna kobieta. Ale bój się Boga, chłopie! Ale wiecie co jest najgorsze w tym wszystkim? Że wydał na nią z kilka tysięcy ładnych rubli... A ona co na to? Że z niego dobroczyńca! A pan Tomasz Łęcki, ojciec jakże szanowanej panny Izabeli? Najpierw taki miły, przyjaciel i w ogóle super gościu, a teraz pretensje do Wokulskiego, że dał mu za mały % (czegoś tam, nie pamiętam :D ).
A jeszcze pojawił się Ochocki, który okazał się durniem, bucem i jednym wielkim ściemniarzem i tak mnie irytował swoim zachowaniem, że to mało powiedziane.

Dobra, moje nerwy trochę zeszły, ale to nie oznacza, że przebaczyłam tym wszystkim ludziom. Jak na złość (dla mnie oczywiście), Wokulski postanowił ewakuować się do Paryża, bo ta durna kobieta zaczęła przy nim romansować z jakimś tam Stawskim, który był jej dawną miłością. Nie wiem jaki trzeba mieć tupet, ale to Izka. A Izka potrafi.

O tym jakie Wokulski ma wielkie dylematy życiowe w Paryżu, dowiemy się w następnej mini recenzji tegoż pięknego poematu.

Dziękuję za uwagę, dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz