środa, 3 maja 2017

(138) Ponad wszystko, Nicola Yoon

W czerwcu wychodzi ekranizacja tej książki, dlatego też zapragnęłam ją przeczytać. Jak większość książkoholików wyznaję zasadę- najpierw książka, później film. Ale nie zawsze się to sprawdza w moim przypadku (to tak na marginesie :p).

Tytuł oryginału: Everything, Everything
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 18.05.2016
Liczba stron: 328
Młodzieżowa, romans

Maddy jest uczulona na cały świat. Dziwna choroba związana z jej słabym układem odpornościowym, skutkuje nie wychodzeniem z domu. Dziewczyna całe życie siedzi w czterech ścianach razem ze swoją mamą i pielęgniarką, która przychodzi codziennie na 8 godzin. Aż pewnego dnia do domu obok wprowadza się nowa rodzina. Maddy zaczyna się interesować jednym z członków tej rodziny- Ollym. Niestety jej choroba wszystko utrudnia, ale czy nie trzeba czasami złamać kilka reguł?

Z jednej strony mam niedosyt po tej książce, ponieważ spodziewałam się czegoś więcej. Wiele osób pisało i mówiło, że płakało na końcu, że to cudowna historia. Tak, zgadzam się z nimi, ale myślałam, że książka okaże się być troszeczkę lepsza.
Z drugiej zaś strony powieść jest rewelacyjna. Wciągająca, pełna niespodzianek, urocza.

Choroba Maddy, jest naprawdę dziwna. Nigdy nie słyszałam o takiej chorobie, nawet nie myślałam o tym, że coś takiego może w ogóle istnieć.
Natomiast historia dziewczyny i chłopaka, którzy nie mogą się spotkać (chyba, że złamią zasady), jest niemal odwzorowaniem historii Romea i Julii. Ich rozmowy toczą się tylko i wyłącznie przez internet, aż do czasy, gdy dziewczyna zapragnie żyć.

Właściwie to dalej nie wiem co mam myśleć o tej pozycji. Byłam pewna, że książka nie pozostanie w mojej pamięci na długo, ale jednak dalej o niej myślę.
Dzięki niektórym scenom, czułam się naprawdę jak na dobrych wakacjach. Kto nie chce zobaczyć oceanu?
Oprócz tych cudownych scen, książka zawiera sceny niemal rozdzierające serce czytelnika. Jestem prawie pewna, że większość z Was płakała jak... Ech, nie mogę tego zdradzić. Ale było to mniej więcej pod koniec.

Sądzę, że liczne metafory jakie tam znajdziemy oraz rozmyślania głównych bohaterów nad życiem, są cholernie dobre. Teraz jak to piszę to przychodzi mi na myśl "Gwiazd naszych wina" Johna Greena, gdzie Gus posłużył się metaforą dotyczącą papierosów. Jeśli ich nie odpalasz i się nie zaciągasz- nie mogą Ci zaszkodzić.

Mam nadzieję, że chociaż trochę ta "recenzja" jest spójna i mniej więcej zrozumiała. Uwierzcie, że w mojej głowie wszystko to brzmiało o wiele lepiej :D

Jeśli jesteście ciekawi tej książki, to przeczytajcie ją. Nie jest to książka, do której bym wracała, ale z pewnością niesie za sobą jakiś przekaz. Tak po za tym- ostatnie rozdziały Was rozwalą, tak jak mnie. Co tam się stało? :o

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz